Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi alkor z miasta Łodzi. Od marca '12(włącznie) przedyrdałam 9936.34 kilometrów w tym 3841.50 po szeroko pojętych krzakach.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy alkor.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
37.00 km
h km/h:
Maks. pr.:27.50 km/h
Temperatura:5.0
Rower:Meta

Pagóry Świętokrzyskie dwa.

Sobota, 18 stycznia 2014 · dodano: 19.01.2014 | Komentarze 5

Dzień drugi i, jak się później okazało, niestety ostatni. Ostatni bo prognozy na niedzielę były tak zniechęcające, że podjęliśmy decyzję o powrocie po tripie. A szkoda, bo wycieczka zaplanowana na niedzielę zapowiadała się bardzo ciekawie- stanowczo trzeba będzie ją zrealizować:) 
Poranna zmiana planów wpłynęła też na pewną zmianę trasy- musieliśmy się rano zapakować do auta i opuścić kwaterę co zeżarło trochę czasu także  ucięliśmy szlak w jednym miejscu. Co do zasady- poza tym miejscem oraz fragmentami gdzie ginęła, to jechaliśmy sobie zieloną geologiczną ścieżką dydaktyczną- serdecznie polecam:)
Polecieliśmy sobie głownie po Pasmie Chęcińskim i Grząbach Bolmińskich, symbolicznie zahaczając o Pasmo Zelejowskie. Taka pętelka:


Trochę jak PKWŁ;)


Traska leciała przez bardzo zróżnicowane tereny, nawet przez dwa Piekła:D. W ogóle w tych górach jaskiń o tej nazwie jest sporo. My mijaliśmy Piekło Milechowy, a do Piekla pod Skibami nawet żeśmy wleźli. Ale o tym chwilę później.
Na górze Milechówce, poza Piekłem, jest naprawdę fajny zjazd wśród kamieni- niesamowity klimat. Zresztą taki towarzyszył nam przez całą drogę tak w dzień jak i po zmroku bo było dość mgliście.

Czas niestety, gonił i nie pozwolił na dalszą eksplorację Rezewatu Milechowy... bardzo nam bowiem zależało aby zjazd z Miedzianki, teoretycznie głównego punktu tej wyrypy zrobić jeszcze za względnego dnia. Miedzianka pierwotnie rzeczywiście była naszym celem ale tak się z czasem i wszystkim poukładało, że nawet się szczyt nie wtachaliśmy tylko jakoś bokiem stoku dobiliśmy do zjazdu i hajda;). Okazał się, że naprawdę dobrze, że nie eksplorowaliśmy góry bo rzeczywiście dzienne oświetlenie, nawet nikłe, sprzyjało temu fragmentowi;). Nic to - bliższe spotkanie z Miedzianką, na którym bardzo mi zależy zostanie na przyszłość. Tak sobie myślę, że po prostu trzeba będzie jeszcze raz zrobić tę pętlę. Tylko tym razem nie rezygnować z Grzyw Korzeczkowskich i poświecić trochę czasu na zapoznanie z miejscówkami, które teraz byliśmy zmuszeni potraktować po macoszemu.
Chyba własnie zrodził mi się w głowie plan na kolejny weekendu w Świętych:)





Co tam dalej... a dalej będzie o najtrajdzie ciemność nas bowiem złapała coś koło 15km od auta. Tym samym ku mojej wielkiej uciesze trzeba było odpalić światło i dawaj w las:) najlepszy efekt był przy Jaskini Piekło nad Skibami gdzie jak się okazało stoją rzeźby diabłów- mniej więcej wysokości człowieka. Moment jak wlazłam w końcu po schodach prowadzących w okolice jaskinieniezbyt lubię nosić rower na myk-myku, a nawet jakbym lubiła to i tak dyrda mi się za nisko, zahaczając o stopnie więc takie wspinaczki nie należą do moich faworytów) i w tej totalnej ciemności strumień z lampiszona doświetlił taką figurę był momentem w którym z wrażenia prawie bym zleciała z tych schodów:D.
W dzień bym pewnie psioczyła po kiego, nomen omen, diabła takie rzeźby stawiać a tu proszę- w nocy JEST efekt. Niestety zdjęcia diabłów nie wyszły. Najtrajd zrobił się jeszcze ciekawszy jak światło padło i dziesięć/piętnaście minut do zabudowań żeśmy jechali doświetlając sobie drogę ze smartphona//lokowanie produktu\\X-cover2 ma zacną latarkę//koniec lokowania produktu\\.






Ta wycieczka to też moja gleba. Gleba ze spektakularnym przekręceniem całego kokpitu. Na równym. Ale śliskim. A geneza spotkania z Matka Ziemią była taka, że sobie jadę, nawet coś dokręcam bo taki miły zjazd, aż tu nagle słyszę hamulce, znajdującego się przede mną, Gantara. Myślę sobie "matko, jak on na czymś takim hamuje to znaczy, że na drodze jest coś przez co zginiemy". To dawaj po klamkach. Niestety do wyboru było wyratować się z poślizgu, a i tak wbić w Gantara bądź hamować dalej licząc na sama-nie-wiem-co. Wybrana bramka numer 2 zakończyła się pięknym zaryciem w glebę. 
DHFy psia ich mać;)
A, na drodze nic nie było. Gantara po prostu... atakowały gałązki.







Komentarze
alkor
| 20:30 środa, 22 stycznia 2014 | linkuj Po prawdzie Święte są fajne właśnie na krótsze- jednodniowe bądź weekendowe wypady. Jak się ma trochę wiecej czasu to już się kalkuluje trochę dłuższa podróż na południe w wyższe górki.

Nie zmienia to faktu, że w Świętokrzyskich w tym roku jeszcze parę razy się pojawię. Tak kombinowaliśmy, że jak się zrobi biała zima to pewnie też się skoczy bo okolica na taką jazdę fajna. zobaczymy tylko jak z kosztami bo na razie Jura na luty w planach.
Xanagaz
| 18:04 środa, 22 stycznia 2014 | linkuj Znając życie w majówkę nic sobie nie wezmę bo tak praca wypadnie, ale pomysł fajny, niekoniecznie w majówkę.
Pixon
| 12:21 środa, 22 stycznia 2014 | linkuj Ustawmy taką wycieczkę na majówkę, to przynajmniej nie będzie trzeba się daleko od domu ruszać, a już jakieś pierwsze kroki w górach się zrobi przed sezonem ;)
alkor
| 22:40 wtorek, 21 stycznia 2014 | linkuj Przepraszam... postaram się bardziej następnym razem.
;)
Xanagaz
| 20:03 wtorek, 21 stycznia 2014 | linkuj Jakaś lipa, śniegu nie było...
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!
stat4u